czwartek, 31 maja 2012

Na niebie świeciło słońce.
"Idealna pogoda - pomyślał".
Założył białą koszulę,garnitur,
do tego jeszcze czarny krawat
i wyszedł do kościoła na msze.
Wiedział,że na kobiety,
trzeba zawsze czekać,więc,
nie przejął się,że jeszcze jej nie ma.
Kończono ją szykować.
Biała suknia,welon,podwiązka
i buty kupione na tą okazję.
Dopiero teraz była gotowa.
Kiedy wszystko się zaczęło,
kościół był już pełen ludzi,
każdy trzymał białą różę.
Usłyszawszy ostatnią pieśń,
podszedł do swojej miłości,
nałożył obrączkę na jej palec
i powiedział w myślach:
"Biorę sobie ciebie za żonę,
ślubuję,miłość,wierność
uczciwość małżeńską,
aż do mojej śmierci."
Po tych słowach
powoli zamknął trumnę.

piątek, 25 maja 2012

Moja rodzina była taką,o której wielu może tylko marzyć. Rodzice mnie kochali,niczego mi nie brakowało. Czego można chcieć więcej?
Pobrałam się późno,dopiero po trzydziestce. Chyba dlatego,że wciąż w pamięci kołatały mi się słowa ojca:
- Pamiętaj córeczko,najważniejsza jest nauka,na inne rzeczy będziesz miała jeszcze czas.
Norberta znam od czasu studiów medycznych. Nasze rozmowy,związane nie tylko z zainteresowaniami od dnia poznania,trwały godzinami. Jednak to nie jedyny powód,by stworzyć rodzinę. Rozumieliśmy się,gdy on zaczynał zdanie,ja je kończyłam i na odwrót.
Byłoby idealnie,ale.. Właśnie,zawsze kiedy się układa,następuje coś,co burzy sielankę.
Od samej nocy poślubnej naszym marzeniem było dziecko. Niestety,starania nic nie dały. W końcu zrobiliśmy badania i okazało się,że jestem bezpłodna. Ogarnął mnie lęk.
- I co teraz będzie kochanie? - spytałam.
- Nie martw się Madziu. Jest tyle potrzebujących kochających rodzin dzieci,zaadoptujemy któreś z nich. Przecież chcemy pomagać,a nie ma niczego piękniejszego,od pokazania osobie,która myśli,że jest bezużyteczna,iż może być dla kogoś najważniejsza.
Następnego dnia mieliśmy zaplanowaną wizytę w domu dziecka,by zapytać o szczegóły adopcji. W środku były dziesiątki porzuconych istot. Po chwili moje oczy zwróciły się w stronę samotnie bawiącej się dziewczynki. Dyrektorka nie chciała o niej niczego powiedzieć,ale po moich naleganiach jej zdanie się zmieniło.
Wtedy zawahałam się. Ale,jednak myśl o blondyneczce z niebieskimi oczami nie dawała mi spokoju. Wieczorem,mąż dowiedział się o wszystkim.
- Wiesz Norbercie w domu dziecka jest ktoś idealny dla nas.
- Dlaczego mi o tym na miejscu nie powiedziałaś? Co to za dziecko?
- Przepiękna czteroletnia blondyneczka z niebieskimi oczami.
- Wiesz o niej coś więcej?
- Tak. Porozmawiajmy o tym. Ona jest chora.
- Dobrze wiesz,że to nie przeszkoda,poradzimy sobie. Każdy człowiek,bez względu na to,czy jest chory,czy zdrowy ma równe prawa,również prawo do zaznania miłości i szczęścia.
- Jesteś taki cudowny,dziękuję ci za twoje wsparcie.
- A,na co ta dziewczyna jest chora,można jej pomóc?
- Jowitka jest zakażona wirusem HIV.
- Słucham? Chyba kompletnie zwariowałaś. Chcesz nas wszystkich narazić na niebezpieczeństwo?
- Ale,przecież jeśli będziemy ostrożni,nic nam się nie stanie. Przemyśl to.
- Nie muszę nad tym myśleć. Nie zgadzam się na to.
- Chcę być mamą tej małej.
- Twoja sprawa,ale wiedz,że ja do tego ręki nie przyłożę,będziesz radzić sobie sama. Ona,albo ja. Jeśli ją zaadoptujesz,bierzemy rozwód.
Ogarnął mnie strach po słowach męża. Następnego dnia o wszystkim dowiedzieli się rodzice. To ich zdanie na ten temat:
- Nawet o tym nie myśl. Nie chcemy takiej wnuczki. Chcesz żeby nas wszyscy wytykali palcami i bali nam się podawać rąk? Jeśli to zrobisz,możesz już więcej do nas nie przychodzić.
Z kim ja żyłam przez tyle lat? Kompletnie nie znam tych ludzi. W dwa dni opuściła mnie rodzina,tylko dlatego,że pojawiło się dziecko. Z Jowitką szybko się polubiliśmy,jednak minęło kilka miesięcy,zanim adopcja doszła do skutku. Było mi ciężko,gdy zawiedli mnie najbliżsi,ale wiem,że to najlepsza decyzja w moim życiu. Dopiero teraz zrozumiałam,jak wygląda szczęście.

sobota, 19 maja 2012

Nie był nadopiekuńczy,
ale miłość do Amelii,
była dla niego najważniejsza,
nie pozwolił by nikomu jej skrzywdzić.
Tego wieczora,jak w każdy weekend,
jego żona wyszła do pracy,
a on z córką,został sam w mieszkaniu.
Dziewczyna chciała wyjść na imprezę,
ale ojciec nie pozwolił,miała się uczyć.
Tak też się stało,spędziła czas w ciszy,
do momentu,aż usłyszała pukanie.
W drzwiach stanął tata z różą w dłoni,
od lat ten widok oznaczał jedno.
Położyła się na łóżku,
by po chwili poczuć dotyk,
który znów nie powoli jej zasnąć,
aż nie usłyszy słów na które czeka:
"Nie robimy nic złego,przecież się kochamy."

środa, 16 maja 2012

Mam na imię Piotr. Choć moi rodzice pochodzą ze Stanów Zjednoczonych,jedynym krajem,który znam jest Polska. Po moich narodzinach,nie wiadomo dlaczego,mama z tatą,postanowili opuścić rodzinne strony i zacząć życie gdzie indziej.
Poza rodzicami,najważniejszą dla mnie osobą była przyjaciółka mamy Paulina,opiekująca się mną,gdy rodzice pracowali,lub wyjeżdżali w podróż.
Tak było też tego,tragicznego dnia. Jako wówczas trzy letnie dziecko,nie wiele pamiętam,jedynie skrawki,jak za mgłą. Przyjaciółka mamy odebrała telefon,po chwili zaczęła płakać i mocno mnie przytuliła.
Wtedy spytałem:
- Gdzie mama,tata,dlaczego płaczesz?
Ciocia powiedziała coś,czego nie zrozumiałem:
- Mamy i taty już nie ma.
I tak,to tylko ciocia Paulina mi pozostała. Postanowiła sama mnie wychować,choć było jej ciężko,nie zostawiła mnie. Dopiero po latach wszystko stało się dla mnie jasne. Rodzice zginęli w drodze do domu w wypadku samochodowym. Z roku na rok,trudniej było się z tym pogodzić. Ich wygląd,osobowość,były obce,co jednak nie przeszkadzało mi ich idealizować. Kiedyś zapytałem cioci,czy ma ich zdjęcie. Gdybym ich choć w taki sposób zobaczył,poczułbym,ich bliskość,łatwiej byłoby mi pogodzić się z ich brakiem. Ale ciocia,zmieszała się i odpowiedziała:
- Niestety nie mam,nawet jednego zdjęcia Piotrku.
Moje życie toczyło się spokojnie,do czasu rozpoczęcia nauki w gimnazjum. W ławce,obok mnie,usiadł czarnoskóry chłopak. Aż mnie dreszcze przeszły. Natychmiast miał się przesiąść,ale on nie chciał,więc się pobiliśmy. Z mojej strony padły mocne słowa:
- Kto pozwala brudasom się uczyć? Powinniście tylko rowy kopać,do tego świetnie się nadajecie.
Chłopak rozpłakał się,poszedł do nauczycielki,ale mnie to nie wzruszyło. Codziennie,gdy przechodził obok mnie,otwierał mi się nóż,bez przerwy był przeze mnie poniżany,opluwany. Nie znosiłem go,tylko dlatego,że był. Choć unikaliśmy siebie,ciągle się mijaliśmy.
Pewnego dnia czarnuch podszedł do mnie i wyjął mi komórkę z plecaka. Tego było już za wiele. Wbiłem w jego serce nożyczki leżące na stole. Któryś z uczniów zadzwonił po pogotowie,by jak najszybciej ratować mu życie. Dyrektorka szkoły zadzwoniła do cioci,poinformowała też o tym co się stało policję. Po moim uczynku rozpierała mnie duma. Minęło kilkanaście minut i do sali weszła ciocia.
- Coś ty zrobił,dziecko?
- Jak to co? To co już dawno powinno nastąpić.
Po tych słowach ciocia otwarła torebkę i wyciągnęła zdjęcie.
- Kto to jest? - zapytałem.
- To twoi rodzice.
- Ale przecież oni..
- Tak,dobrze widzisz. Byli czarni.
- Dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałaś? Dlaczego ja jestem biały?
- Nie chciałam,byś żył z piętnem pochodzenia,byś czuł się kimś gorszym. Jesteś biały za sprawą genów.
- Coś ty zrobiła?
W tym momencie weszła wychowawczyni i powiedziała,że Eryk nie żyje.
Zawalił mi się świat,coś we mnie pękło. Nagle chłopak,który był dla mnie nikim,który przeze mnie umarł w jednej chwili stał mi się bliski,jak brat.
- Czy naprawdę wszystko ułożyłoby się inaczej,gdybym znał prawdę?
To pytanie,już nigdy mnie nie opuści. Ale,bez względu na to,jak będę sobie na nie odpowiadał,przeszłości nie zmienię. Niestety.

czwartek, 10 maja 2012

Piętnaście lat namawiałam go na tą podróż. Ale,zawsze mówił:
- Nie mam czasu kochanie,pojedziemy innym razem.
Gdy słyszałam to zdanie,coraz bardziej zanikał mój romantyzm.
Wszyscy nasi znajomi na swą podróż poślubną wybierali Paryż,ale nie my. Krzysiu uważał,że to za daleko,za drogo,że woli czytać książki w domu.
Były chwil,gdy myślałam,że lepiej,gdybym była książką. Dopiero wtedy byłaby szansa,na to,że w końcu,by mnie zauważył,dotknął.
Kilka dni później poprosił mnie o rozmowę. Nic więcej nie powiedział,ale przypuszczałam o co mu chodzi,to było widać w jego oczach.
Podczas tej rozmowy doszliśmy do wniosku,że będzie lepiej,jeśli już w tym tygodniu pojedziemy do Paryża. Postanowiliśmy,że będą to dla nas wyjątkowe dwa dni.
Chyba bardziej,niż ze wspólnego urlopu,cieszyłam się,że tym razem mąż mnie wysłuchał i w końcu zaczął liczyć się z moim zdaniem. Dotąd robiliśmy wszystko to,czego on chciał.
Wyjechaliśmy trzy dni później. Pierwszy raz spakowaliśmy się i dojechaliśmy na lotnisko,bez kłótni. W samolocie wydarzyło się coś,co sprawiło,że znów poczułam blask w oczach. Krzysztof położył głowę na moim ramieniu. Przez myśl przeszło mi:
- Czy to myśl o urlopie w stolicy Francji,tak na niego podziałała,czy może jednak ja?
Na miejsce dojechaliśmy popołudniu. Zostawiliśmy walizki w hotelu i od razu poszliśmy zwiedzać Luwr. Niesamowite przeżycie,ponad 35,000 dzieł sztuki w jednym miejscu. Byliśmy tak blisko tego,co do tej pory mogliśmy zobaczyć tylko w internecie,telewizji,gazetach. Aż,chciało się w tym wszystkim zatopić i już nie wychodzić stąd.
Wieczorem,gdy wróciliśmy,byliśmy tak zmęczeni,że od razu zmorzył nas sen.
Następnego dnia wstaliśmy wypoczęci i gotowi na dalsze zwiedzanie pięknych miejsc. Po śniadaniu poszliśmy,do budowanej przed 200 lat katedry Notre Damme i do bazyliki Sacre - Coeur. Urzekły mnie te miejsca,jednak już czekałam na wieczór. Kiedy zapadł zmrok,wybraliśmy się na Wyspę Łabędzią,prosto z tego miejsca poszliśmy zobaczyć wieżę Eiffla. Nikt kto przyjechał do Paryza nie może ominąć tego miejsca,które tak bardzo porusza. Do dziś pamiętam pocałunek pod wieżą,którym obdarował mnie mój mężczyzna. To było takie romantyczne,poczułam się niesamowicie. Do hotelu wracaliśmy wtuleni w siebie. Po drodze kupiliśmy,wino,truskawki,śmietanę.
Tego wieczora byliśmy pełni wrażeń,nie mogliśmy usnąć. W pewnym momencie w pokoju pogasły lampy,Krzysztof zapalił świece,otworzył wino,zamoczył truskawki w śmietanie i zbliżył się do mnie. Zaczął mnie uwodzić. Całował moje nadgarstki,stopy,brzuch. Wtedy odpłynęłam,nigdy wcześniej tego nie czułam. Było mi z nim tak dobrze. Przeżyliśmy niezapomnianą noc w końcu poczułam się jak kobieta,jak najważniejsza osoba w jego życiu. Po nocy pełnej namiętności i fantazji usnęliśmy nad ranem,a w południe byliśmy już na lotnisku,gotowi do powrotu. Po wylądowaniu w Polsce pojechaliśmy do domu. Prędzej,czy później musiała nastąpić ta chwila. Krzysztof zamiast się rozpakować,spakował w naszykowane wcześniej walizki wszystkie swoje ubrania i wyszedł. Nawet nie próbowałam go zatrzymać wiedziałam,że to nie ma sensu. Naszego związku nie dało się skleić. Będę próbowała zapomnieć wiele wspólnych chwil,które oddalały nas od siebie,jednak paryskiego pożegnania,nigdy nie zapomnę. Było ono zaplanowane,jednak mimo tego,nie zostałam nigdy wcześniej bardziej zaskoczona przez osobę z którą żyłam tyle lat.

                                                                                                          Zdjęcie Katarzyna Tkacz

czwartek, 3 maja 2012

Jutro nadejdzie najtrudniejszy dzień jego życia. Większość młodych ludzi latami wyczekuje tego momentu. Ale nie on.
Od kilku tygodni w szkole chował się przed rówieśnikami,by nie słyszeć pytań typu:
- Kiedy urządzasz imprezę?
- Kto jest na nią zaproszony?
Nigdy nikomu z kolegów nie zdradził swojej największej tajemnicy i nie chciał tego teraz robić,więc uciekał przed nimi,stając się szkolnym odludkiem. Unikał tego,ale i tak stał się obiektem drwin i żartów rówieśników. Jednak wolał to,niż słowa,które mógł usłyszeć po wyznaniu prawdy. Przecież wiadomo,że nikt nie lubi tych z biedula.
W końcu nadszedł ten dzień. Wiedział,że musi przetrwać,choć to co miało nadejść było dla niego cięższe,niż przemoc domowa,której doświadczył przed laty. Po raz kolejny tracił bezpieczeństwo,którego tak bardzo potrzebował, które tak ciężko było mu odzyskać. Najtrudniejsze jednak było dla niego to,by pożegnać się,być może znów na zawsze z tymi,których pokochał,przed którymi się otworzył.
Jego przyjaciółka zapewniała go:
- Pamiętaj,że nic się nie zmieni między nami. Zawsze będziemy mogli się spotkać,porozmawiać.
Jednak on za bardzo poznał życie,by uwierzyć w te słowa. Wiedział,że gdy ludzie przestają mieszkać blisko siebie ich kontakty są coraz rzadsze,a często zanikają zupełnie.
Przed wyjściem do szkoły spakował książki i ubrania z szafy.
Rano miał tylko cztery lekcje,więc szybko wrócił. Po obiedzie był już gotowy,by w pełni poczuć smak pełnoletności.
Choć był mężczyzną i zawsze,kiedy spotykało go coś złego powtarzał sobie,że oni nie płaczą,teraz nie potrafił powstrzymać łez.
Nie chciał przeciągać tego momentu w nieskończoność,by nie dodawać sobie cierpienia,więc chwycił za klamkę i otworzył drzwi,by po chwili oddalić się i rozpocząć samotne życie na ulicy.