środa, 16 maja 2012

Mam na imię Piotr. Choć moi rodzice pochodzą ze Stanów Zjednoczonych,jedynym krajem,który znam jest Polska. Po moich narodzinach,nie wiadomo dlaczego,mama z tatą,postanowili opuścić rodzinne strony i zacząć życie gdzie indziej.
Poza rodzicami,najważniejszą dla mnie osobą była przyjaciółka mamy Paulina,opiekująca się mną,gdy rodzice pracowali,lub wyjeżdżali w podróż.
Tak było też tego,tragicznego dnia. Jako wówczas trzy letnie dziecko,nie wiele pamiętam,jedynie skrawki,jak za mgłą. Przyjaciółka mamy odebrała telefon,po chwili zaczęła płakać i mocno mnie przytuliła.
Wtedy spytałem:
- Gdzie mama,tata,dlaczego płaczesz?
Ciocia powiedziała coś,czego nie zrozumiałem:
- Mamy i taty już nie ma.
I tak,to tylko ciocia Paulina mi pozostała. Postanowiła sama mnie wychować,choć było jej ciężko,nie zostawiła mnie. Dopiero po latach wszystko stało się dla mnie jasne. Rodzice zginęli w drodze do domu w wypadku samochodowym. Z roku na rok,trudniej było się z tym pogodzić. Ich wygląd,osobowość,były obce,co jednak nie przeszkadzało mi ich idealizować. Kiedyś zapytałem cioci,czy ma ich zdjęcie. Gdybym ich choć w taki sposób zobaczył,poczułbym,ich bliskość,łatwiej byłoby mi pogodzić się z ich brakiem. Ale ciocia,zmieszała się i odpowiedziała:
- Niestety nie mam,nawet jednego zdjęcia Piotrku.
Moje życie toczyło się spokojnie,do czasu rozpoczęcia nauki w gimnazjum. W ławce,obok mnie,usiadł czarnoskóry chłopak. Aż mnie dreszcze przeszły. Natychmiast miał się przesiąść,ale on nie chciał,więc się pobiliśmy. Z mojej strony padły mocne słowa:
- Kto pozwala brudasom się uczyć? Powinniście tylko rowy kopać,do tego świetnie się nadajecie.
Chłopak rozpłakał się,poszedł do nauczycielki,ale mnie to nie wzruszyło. Codziennie,gdy przechodził obok mnie,otwierał mi się nóż,bez przerwy był przeze mnie poniżany,opluwany. Nie znosiłem go,tylko dlatego,że był. Choć unikaliśmy siebie,ciągle się mijaliśmy.
Pewnego dnia czarnuch podszedł do mnie i wyjął mi komórkę z plecaka. Tego było już za wiele. Wbiłem w jego serce nożyczki leżące na stole. Któryś z uczniów zadzwonił po pogotowie,by jak najszybciej ratować mu życie. Dyrektorka szkoły zadzwoniła do cioci,poinformowała też o tym co się stało policję. Po moim uczynku rozpierała mnie duma. Minęło kilkanaście minut i do sali weszła ciocia.
- Coś ty zrobił,dziecko?
- Jak to co? To co już dawno powinno nastąpić.
Po tych słowach ciocia otwarła torebkę i wyciągnęła zdjęcie.
- Kto to jest? - zapytałem.
- To twoi rodzice.
- Ale przecież oni..
- Tak,dobrze widzisz. Byli czarni.
- Dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałaś? Dlaczego ja jestem biały?
- Nie chciałam,byś żył z piętnem pochodzenia,byś czuł się kimś gorszym. Jesteś biały za sprawą genów.
- Coś ty zrobiła?
W tym momencie weszła wychowawczyni i powiedziała,że Eryk nie żyje.
Zawalił mi się świat,coś we mnie pękło. Nagle chłopak,który był dla mnie nikim,który przeze mnie umarł w jednej chwili stał mi się bliski,jak brat.
- Czy naprawdę wszystko ułożyłoby się inaczej,gdybym znał prawdę?
To pytanie,już nigdy mnie nie opuści. Ale,bez względu na to,jak będę sobie na nie odpowiadał,przeszłości nie zmienię. Niestety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz